Przełożył i posłowiem opatrzył Tomasz Swoboda.
Na dziedzińcu stał sobie kwiatek i czekał na trzmiela, który aby go zapylił. To się nie mogło wydarzyć, a jednak się wydarzyło. Potem jest już tylko ciekawiej. Proustowski bohater marzy o tym, żeby przedstawiono go księciu de Guermantes, a zarazem lęka się, iż głośno wypowiedzą jego imię. Swann jest już niezwykle chory, więc ustępuje miejsca baronowi de Charlus. To brat diuka de Guermantes gra tu bowiem pierwsze skrzypce, ale potrzebuje do tego prawdziwego skrzypka. Bohater po raz drugi odwiedza Balbec, dogłębnie poznając hotelowy personel, a typowo – „klan" Verdurinów. Spędza coraz więcej czasu z Albertyną, lecz pośród „wahań serca" powraca również myślami – i we śnie – do śmierci babki. Podróże po okolicy okraszone są etymologicznymi tyradami profesora Brichota, które sprawiają, że magia imion nabiera nowego znaczenia. A, i jeszcze miłość – także cielesna – okazuje się nie tak oczywista, jak to się zdawało. I w ogóle wszyscy są tu jakby sobą i zarazem swoją odwrotnością. Świat jest w ciągłym ruchu, niczym lokalna kolejka obwożąca pasażerów po normandzkich plażach. To świat Sodomy i Gomory – najistotniej powieściowego, „przygodowego" tomu Proustowskiego cyklu W poszukiwaniu utraconego czasu. To także tom najszczególniej chyba autonomiczny, zezwalający – choć wbrew woli autora – na lekturę w oderwaniu od pozostałych części. Teraz w nowym przekładzie Tomasza Swobody.
Opinie i recenzje użytkowników
Dodaj opinie lub recenzję dla W poszukiwaniu utraconego czasu. sodoma i gomora. Twój komentarz zostanie wyświetlony po moderacji.