W Benevolence nie było wielu mężczyzn, którzy mogliby mu dorównać. Lincoln Reed, komendant straży pożarnej, był nieludzko odważny. Potrafił zachować zimną krew w każdej, nawet najdramatyczniejszej sytuacji. Był bohaterem: kiedyś postanowił, iż nim będzie, i został do tej roli genialnie wyszkolony. Niemało osób zawdzięczało mu życie. Jakby tego było niewiele, Lincoln był umięśnionym przystojniakiem i nigdy nie miał najmniejszych problemów z zaciągnięciem wybranej kobiety do łóżka. Chyba iż była to Mackenzie O'Neil, ciekawa pani doktor z blizną na twarzy...
Mackenzie O'Neil rozpoczęła karierę medyczną od latania na pole bitwy i wyciągania stamtąd rannych żołnierzy. Była chirurgiem traumatologiem, przyzwyczaiła się do codziennego balansowania na cienkiej linii oddzielającej życie od śmierci. W Benevolence zatrudniła się w pogotowiu lotniczym, pracowała jako lekarka i równocześnie starała się dojść do równowagi. Potrzebna jej była kuracja. Normalne życie. Więcej snu. Trochę jogi i zajęć w ogródku. Z pewnością nie potrzebowała kolejnych emocjonalnych pożarów. Ani miłosnych rozterek z powodu przystojnego strażaka, którego poznała w trakcie akcji ratowniczej.
W niewielkim Benevolence tliły się niewiele znaczące i większe namiętności. Choćby między sąsiadami. A przedziwnym zbiegiem okoliczności Mack i Linc mieszkali obok siebie. On od początku wiedział, iż są dla siebie stworzeni,pomiędzy nimi może zapłonąć uczucie. Ona nie miała o tym pojęcia. Po wszystkim, co przeszła, nie była gotowa na poważniejszy związek. Odrobina niezobowiązującego seksu, owszem - ale nic więcej. Cienie przeszłości w każdej chwili mogły odnaleźć drogę do jej duszy i... Powrócić.
I zniszczyć wszystko.
Jak kochać i nie spłonąć?
Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.
Opinie i recenzje użytkowników
Dodaj opinie lub recenzję dla W obronie tego, co moje. Miasteczko Benevolence. Twój komentarz zostanie wyświetlony po moderacji.