Satyryczna powieść współczesna pełna poczucia humoru, rodem z „Monty Pythona". Lekka, zabawna, przewrotna, pełna niespodzianych zwrotów akcji. Trudno się od niej oderwać! Potoczne życie małżeństwa w średnim wieku zostaje zakłócone zbliżającą się w zawrotnym tempie datą przewidywanego końca świata.
Pewnych wydarzeń jednak przewidzieć się nie da. Rewolucja, która przewraca do góry nogami świat Marysi (pani psycholog, sprzedającej lodówki) i Jana (niewydarzonego dziennikarza) powoduje, że już nic nigdy nie będzie takie jak przedtem.
MACIEJ WOJTYSZKO: Tę wnikliwą, dowcipną i mądrą książkę powinna przeczytać każda normalna kobieta, która chce zrozumieć przeciętnego współczesnego mężczyznę i każdy współczesny pan, który i tak nigdy nie zrozumie, w jaki sposób się w to wszystko wpakowujemy.
I oczywiście wszyscy pozostali (bez względu na płeć), których codziennie rozczarowuje brak ładnego i natychmiastowego końca świata. Gorąco polecam. RECENZJA, KTÓRĄ NAPISAŁA WIOLETTA SADOWSKA: Pamiętacie tę straszną datę 21 grudnia 2012 r., kiedy to według kalendarza Majów miał nastąpić koniec świata? Niektórym z nas, na pewno nasuwały się wówczas różnorodne myśli, a część może nawet uwierzyła, iż świat czeka prawdziwa Apokalipsa.
Motyw ten wykorzystała w swej najnowszej książce Anna Onichimowska, wplatając w jej fabułę elementy komizmu i absurdu, co zapowiada już na wstępie dość kuriozalny tytuł. Słyszeliście bowiem kiedyś o zupie z gwoździa? Przepis na nią wynajdziecie w tej książce.
(...) Grudzień 2012 r., kilkanaście dni przed Świętami Bożego Narodzenia to dla Jana, pięćdziesięcioletniego dziennikarza, pracującego w redakcji czasopisma, w której odpowiada za rubrykę „Listy do Redakcji", niezbyt szczególny czas.
Brak sukcesów na polu zawodowym, niepokaźna poczytność jego bloga kulinarnego pt. „Zupa z gwoździa" i ponad dwudziestoletni, pachnący rutyną staż z żoną Marysią – to bowiem jego codzienność. Wszystko zmienia się, gdy nieprzewidzianie znika jego małżonka, a w pracy szef zarządza przełomowe zmiany.
To będzie dla Jana prywatny koniec świata. Ubawiłam się przy tej lekturze co niemiara, czego zupełnie się nie spodziewałam biorąc do ręki tę książkę. Zapytacie dlaczego? Otóż „Zupa z gwoździa" to nadzwyczajna, współczesna satyra na instytucję małżeństwa i szereg innych stosunków społeczno-obyczajowych.
Małżeństwo Jana i Marysi, to przykład związku jakich sporo w naszym otoczeniu. Związku, którego dopadła rutyna i wszechobecny marazm. Związku, w którym brakuje spontaniczności i uwagi dla drugiej osoby.
Frustracja obojga małżonków widoczna jest od pierwszej strony lektury, czemu nie ma się co dziwić, skoro Marysia będąc z wykształcenia psychologiem - sprzedaje lodówki, a Jan po polonistyce musi pisać listy sam do siebie –posiadać jakąkolwiek pracę.
Autorka, oprócz tej widocznej, konkretnie realistycznej warstwy, ubrała tych dwoje jeszcze w karykaturalny sposób, co wielokrotnie pozwoliło wyolbrzymić absurdy, jakie sami formujemy wokół siebie w trakcie codziennego życia.
Moją szczególną uwagę zwróciły tutaj liczne dialogi między małżonkami, które rodem z kabaretu, ośmieszają nonsensy naszej, codziennej egzystencji. Ciekawe, ilu czytelników zagłębiających się w tę lekturę, odnajdzie cząstkę własnej codzienności? Absurd, komizm i obraz rodem z krzywego zwierciadła można jeszcze zauważyć w kreacji bohaterów drugoplanowych i samego czasu, w jakim została osadzona fabuła, nie wspominając o gadającym psie.
Zapadający w pamięć, redakcyjny kolega Jana – Kurdeblaszka, wuj w podeszłym wieku, zmieniający co chwilę partnerki, czy komicznie wyolbrzymiony szef. Taki poczet dalszych bohaterów rewelacyjnie wpisuje się w tło ostatnich dni przed nagłośnionym końcem świata.
A sama data 21 grudnia powoduje sporo niekontrolowanych wydarzeń i dużo śmiechu. Warto na dodatek wspomnieć o pasji głównego bohatera, który oprócz uwielbienia do oglądania zdjęć nosacza (do tej pory śmieje się na samą myśl o tym fakcie) - kocha gotować.
dzięki temu, tytuł powieści ma wielorakie znaczenie, gdyż oprócz tytułu bloga bohatera, zwiastuje kulinarny wydźwięk książki. I tak w istocie jest, gdyż jej rozdziały to nazwy rozmaitych dań rodzaju „Makaron z boczkiem i marchewką" czy „Karczek pułkownika".
W treści powieści wyszukacie natomiast wyjątkowo oryginalne przepisy, których raczej nie zastosuję, pomimo ich niewątpliwej progresywności. „Zupa z gwoździa" to sympatyczna i zabawna lektura, napisana w lekkim stylu, ukazująca otaczające nas absurdy życia i ludzkie zachowania w krzywym zwierciadle.
To także przedstawienie świata oczami mężczyzny, dla którego wszystko co najlepsze, już daleko za nim. Macie ochotę na przewrotną komedię omyłek, przedstawiająca prawdę o życiu? „Zupa z gwoździa" niewątpliwie spełni Wasze wymagania.
Projekt okładki: Marta Ignerska
Opinie i recenzje użytkowników
Dodaj opinie lub recenzję dla Zupa z gwoździa. Twój komentarz zostanie wyświetlony po moderacji.