Chłopak umawia się z dziewczyną na randkę. Historia banalna, jak mnóstwo innych. Lecz tym razem nie będzie to zwykła randka. Spotkanie to na zawsze zmieni życie jego, jej życie i życie wielu innych osób. Przeszłość, przyszłość i teraźniejszość skupią się w jednej chwili, jak w oku cyklonu, a ci, co z tego wyjdą będą już zupełnie innymi ludźmi: poranionymi, ułomnymi, okaleczonymi. Jest to opowieść o podróży, jaką bohater o nieznanym imieniu odbywa nie ruszając się ze swojego pokoju, mieszkania, ze swojej tak dobrze znanej ulicy, czy dzielnicy miasta. Podróży do najdalszych granic zatracenia. Po tej podróży nic już nie będzie takie, jak przed nią.
Opinie pierwszych czytelników:
Pełna wstrząsających, na długo zapadających w pamięć scen, powieść nikomu nieznanego pisarza.
Dziwne... Nieco psychodeliczna powieść. Miałam poprzez nią koszmary.
Jest tu coś, co przyciąga, nie pozwala przejść obojętnie. Nie mogłem przestać czytać.
Fragment:
"Więc powiadasz mój przyjacielu - mam nadzieję, że nie obrazi cię to miano, jakim, nie bez obaw, ośmielam się Ciebie nazywać - więc powiadasz,dobrze Ci tam, u Was, na Zachodzie. Wynika to jasno z Twoich listów. Jeden z nich leży otwarty przede mną na stole. Jest to bodaj ostatni list, jaki otrzymałem od Ciebie; nosi datę lipca ubiegłego roku. Ponad pół roku temu. Przyznaję, powinienem był Ci wcześniej odpowiedzieć. Pamiętam jak się zdziwiłem, gdy odebrałem Twój ostatni list. Bogiem a prawdą zdążyłem całkiem o Tobie zapomnieć mój ty stary, i nowy zarazem,prawidłowy przyjacielu od serca. Korespondencja jak kwiat - momentalnie więdnie. Wyjechałeś do Niemiec pięć czy sześć lat temu. Z początku pisałeś jeden list na miesiąc, aż za często; stosunki pomiędzy nami nigdy nie były na tyle serdeczne, aby wytłumaczyć, aż tak obfitą korespondencję. Od dawna już nie ulegam złudzeniom, przynajmniej staram się tego nie robić; dlatego również przypuszczam, iż był to raczej skutek poczucia osamotnienia i nudy, zrozumiałej w obcym kraju, aniżeli sympatii, jaką nagle wzbudziła w Tobie moja skromna osoba; sympatii dodam, jakiej nigdy dotychczas nie dałeś mi poznać, mimo iż znamy się od tylu lat. Potem, naturalną rzeczy koleją, Twoje listy przychodziły coraz rzadziej: raz na kwartał, raz na pół roku; wreszcie, gdy poprzez ponad rok nie otrzymałem odpowiedzi na list, który do Ciebie wysłałem - zwątpiłem. Pomyślałem, że oto przyszedł kres naszej niespodzianej, korespondencyjnej przyjaźni i, wyznam szczerze, odetchnąłem z ulgą. Dzieliło nas tak sporo: odległość, przeszłość, teraźniejszość, pochodzenie, posiadajątek... Niemalże wszystko. Prawdę mówiąc nawet wtedy, gdy codziennie spotykaliśmy się na podwórku, gdy razem chodziliśmy do tej samej szkoły podstawowej, a później do tego samego liceum, trudno było mówić o przyjaźni pomiędzy nami. Była to raczej znajomość, zabarwiona, być może, szczyptą sympatii, przynajmniej z mojej strony, lecz w gruncie rzeczy chłodna i odległa. W porównaniu do moich stosunków z innymi, było to niemal gorące uczucie,jedynie przy tym, przyznasz, dość specyficznym punkcie odniesienia. Biorąc to pod uwagę, dziwnym wydaje mi się nie to, że nasza korespondencja zamiera, lecz to, że w ogóle zaistniała, i iż trwała tak długo. Siebie mogę zrozumieć, ale nie za każdym razem, lecz Ciebie jest mi trudniej. Miałeś wielu pokaźnie bliższych i lepszych kolegów aniżeli ja, dlatego muszę zadać Ci pytanie i to teraz, gdy jeszcze jest na to czas. Co skłoniło Ciebie do pisania właśnie do mnie, bez żadnego znaku zachęty z mojej strony? Czy kierowała Tobą litość czy sympatia, ciekawość czy odraza, perwersyjny altruizm czy ukryta kpina i podstęp? Wątpliwość ta, której nie potrafiłem rozstrzygnąć, nadawała pewien smaczek naszej korespondencji, która poza tym, podobnie jak cała nasza znajomość, skupiając się na tematach obojętnych, a skrupulatnie omijając te bardziej drażliwe, była, przyznasz, wymuszona i dość przykra. Przynajmniej dla mnie. Omalże szczęki sobie nie wyłamałem ziewając, kiedy czytałem w Twoich listach niekończące się opisy: a to nowego samochodu, mebli na raty, nowego genialnego kompletu garnków, czy wakacji w Hiszpanii albo komputera, czy co tam akurat kupowaliście. Co mnie to u licha obchodzi? - myślałem i ziewałem szeroko, aż się rozlegało. Jeśli mi odpiszesz, w co wątpię, jeżeli nasza korespondencja nie umrze naturalną śmiercią, co, jak się wydaje, jest jej asygnowane, to proszę: oszczędź mi więcej tego typu opowieści, jako..., jako zbyt... Abstrakcyjnych dla ludzi w mojej sytuacji."
gratisowy fragment:
Opinie i recenzje użytkowników
Dodaj opinie lub recenzję dla Więc - tomasz bodziony. Twój komentarz zostanie wyświetlony po moderacji.