Już od 30 lat nie ma Polski Ludowej (w skrócie PRL) i coraz mniej Polaków pamięta system władzy, którego istotą było upodlenie człowieka, pozbawienie go marzeń. A jednak ten PRL o wielu z nas, zwłaszcza o tych aktywnych w życiu publicznym, nie zapomniał.
Jego funkcjonariusze, oficerowie służb specjalnych, którzy serca posiadają z kamienia, a na karku dziś przynajmniej sześć krzyżyków, od czasu do czasu wydobywają ze swych archiwów i puszczają w obieg teczki.
A dokładniej - pewne dokumenty przechowywane w tych teczkach, np. Zobowiązania do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa albo pokwitowania odbioru pieniędzy za dane o kolegach z pracy, znajomych, a choćby o rodzinie.
W swojej książce rewelacyjny znawca służb specjalnych PRL płk H. Piecuch demonstruje środowisko i struktury, w których powstawały teczki, objaśnia, jakie były warianty teczek, w jakim celu je wyprodukowano, gdzie się one znajdowały - i co się z obszerniejszą częścią z nich stało.
We wstępie P. Burchard pisze, że celem autora było: "Aby nikt już sobie nie wyobrażał, iż pokwitowanie odbioru prawa jazdy było powodem założenia teczki". W tym miejscu natychmiast nasuwa się pytanie: dlaczego nadal, 30 lat po upadku komunizmu, uścisk oficerów bezpieki PRL tylko nieznacznie zelżał$206 Odpowiedź H.
Piecucha jest prosta - ponieważ w Polsce nigdy nie przeprowadzono lustracji, nie ujawniono nazwisk większości tajnych współpracowników i donosicieli Służby Bezpieczeństwa. Dziś wiadomo, iż wielu z nich po 1989 roku zajmowało eksponowane stanowiska w sferze polityki, nauki, kultury, w bankowości, w gospodarce i w Kościele katolickim.
Był to skutek - jak wykazuje H. Piecuch - zmowy grupy kolaborancko-agenturalnej podszywającej się pod "Solidarność". Powyższy opis pochodzi od wydawcy.
Opinie i recenzje użytkowników
Dodaj opinie lub recenzję dla A serca mamy z kamienia. Twój komentarz zostanie wyświetlony po moderacji.