Ze wstępu Latem roku 1920 wojna z Sowietami rozgorzała w pełni, płonęły wschodnie połacie kraju, a cofające się na całej długości frontu wojska polskie opierały się już o linię Bugu i Wisły. Coraz bardziej realne stawało się okrążenie Warszawy. Na długim, rozciągającym się od północnych do południowych granic froncie, trwały zażarte walki. Z bezustannymi atakami oddziałów bolszewickich ścierały się armie, dywizje, brygady i pułki. W okopach walczyła wyczerpana ciągłymi marszami i bojami piechota, coraz mniej liczna kawaleria ponawiała kolejne szarże na wroga, przetrzebiona artyleria coraz słabiej ostrzeliwała wykryte cele. Podobnie jak inne miasta w Polsce, takoż i jej stolica żyła w ogromnym niepokoju. Na dworce Wileński, Gdański, Główny i inne docierały coraz dłuższe pociągi z rannymi. Po ogłoszeniu totalnej mobilizacji sił i środków pociągi te wracały na północ, wschód i południe, wioząc powołanych do wojska rezerwistów i zaopatrzenie wojenne. "Wszystko dla frontu!" - krzyczały rozklejane wszędzie plakaty mobilizacyjne, przed którymi gromadzili się coraz bardziej zatrwożeni obywatele. Spontanicznie powstawały oddziały ochotnicze, masowo do obrony Ojczyzny zgłaszała się młodzież, w tym także nieletnia i damska. Nie okrzepnięte po dopiero co odzyskanej niepodległości państwo polskie stało się celem ideologiczno-militarnej agresji komunistów sowieckiej Rosji. Miliony byle jak odzianych i uzbrojonych "krasnoarmijców" bolszewickich ruszyły na zachód, niosąc czerwone sztandary i wykrzykując przełomowe hasła. "Po trupie białej Polski zaniesiemy ogień rewolucji do Niemiec i dalej" - głosili ich ideolodzy, a rozentuzjazmowane i odurzone taką propagandą oddziały parły naprzód: raz, by wykonać rozkaz, a po wtóre, by zdobyć trofiejne zaopatrzenie, którego stale brakowało. Trasy przemarszu Sowietów znaczyły pożogi miast i wsi, a także powszechne grabieże, gwałty i mordy dokonywane na ich mieszkańcach. Wojskami sowieckimi nie dowodzili wykształceni w akademiach wojskowych stratedzy czy doświadczeni oficerowie sztabowi, ale młodzi i hardzi, czasami choćby niepiśmienni, lecz zaprawieni już w bezprecedensowych bojach nowi marszałkowie i komisarze polityczni. To oni, po obaleniu tronu carów, wycięciu "białej" generalicji i spustoszeniu kraju, zaprowadzili w bezkresnej Rosji rządy bolszewickie i pokonali armie Denikina, Judenicza i Kołczaka. To Czapajew, Budionny, Tuchaczewski, Gaja-han i inni, nakarmieni i zaczadzeni ideologią Lenina, postanowili spełnić jego obłędny zamiar i rozpalić ogień rewolucji komunistycznej w Europie. Aby to zrealizować, należało w pierwszej kolejności pokonać nowo odrodzoną Polskę i jej nie do końca jeszcze okrzepnięte i zorganizowane siły zbrojne. Poczynania sowieckich dowódców liniowych bacznie obserwował i kontrolował rozbudowany i ideologicznie czujny aparat polityczny, złożony z wszechobecnych komisarzy. Jednym z nich był Josip Wissarionowicz Stalin....
Opinie i recenzje użytkowników
Dodaj opinie lub recenzję dla Szwoleżer z sułkowic. Twój komentarz zostanie wyświetlony po moderacji.